Do świąt podchodzę spokojnie
Dziś przeprowadziłam rozmowę z Mateuszem Mielnikiem, drugim trenerem Ślepska Suwałki...
Pochodzi Pan z Małopolski, jak w tym regionie obchodzi się święta Wielkiejnocy, co jest najbardziej charakterystyczne dla tego regionu?
Hmm,... trudne pytanie. Wychowałem się w Bielsku-Białej, bo tam przenieśli się moi rodzice, ale i oni i ja urodziliśmy się na Lubelszczyźnie. Jednym słowem jestem takim „Jasiem wędrowniczkiem”.Często śmieję się, że nie wiem gdzie jest mój dom, bo parę ładnych lat mieszkałem w Krakowie, teraz w Suwałkach. Bez względu na to, gdzie los mnie rzuci, każde święta, również Wielkanocne, staram się spędzać w gronie rodzinny. A Wielkanoc? Ma swoją tradycję,, do której należy między innymi święcenie jajek. Koszyczek ze święconką zawsze przygotuje mama. U nas jest tak, że chociaż jesteśmy coraz starsi, to do koszyczka co roku jest kolejka i trudno zdecydować kto w końcu pójdzie z nim do kościoła.
Jak chyba większość polskich rodzin,bardzo dużą wagę przykładamy do niedzielnego śniadania. Tradycyjnie zaczynamy je od podzielenia się jajkiem, złożenia sobie życzeń. Święta są dla nas okazją do spotkania, pobycia z sobą, bowiem los rozrzucił nas po Polsce i właśnie świąteczne dni są okazją ogrzania się przy rodzinnym ognisku. Ta właśnie rodzinna więź odtwarzana i umacniana w okresie świątecznym jest, obok tradycji, najważniejsza dla mnie i moich najbliższych..
Czy dzisiejsze, nazwijmy je dorosłe,święta, znacznie różnią się od tych, które pamięta Pan z dzieciństwa?
Na pewno tak, bo jak się byłe młodszy na każde święta, a zwłaszcza na świąteczne prezenty, czekałem z wielką niecierpliowścią. Teraz podchodzę do świąt już troszkę spokojniej. Im człowiek jest starszy, tym bardziej stara się odpocząć, wyciszyć, zastanowić nad sobą i tym co się dzieje dookoła. A święta takim rozmyślaniom sprzyjają.
Co najbardziej lubi pan w tych świętach?
Co najbardziej lubię w świętach? He!!! Przede wszystkim to, że mogę spędzić czas z rodziną, bo akurat w moim przypadku jest to jedna z nielicznych okazji do takich spotkań. Święta są też czasem, w którym mogę zapomnieć o pracy, wyciszyć się, zmienić, na krótko, sposób życia na spokojniejszy.
A lany poniedziałek? Jak wspomina pan ten dzień z czasów dzieciństwa? Ganiał pan za koleżankami z wiadrem wody?
Tak, tak. Najbardziej wspominam czasy, jak jeszcze chodziłem właśnie do podstawówki. Ja byłem sporo młodszy,bardziej skory do żartów i psot, a i pogoda inna. Na Wielkanoc niebo było niebieskie i trawa już zielona, a nie to co dziś. Śnieg, mróz, brr... W czasach moje młodości można było pogonić za dziewczynami z butelkami czy nawet z wiadrami pełnymi wody i była generalnie fajna zabawa. Im jest człowiek starszy to się wszystko zmienia. I pozostaja tylko wspomnienia. Bywało zabawnie, ale nie wrócą już te lata szalone.
Jakie tradycje wielkanocne utrzymywane są w pana domu?
Jak już mówiłem kultywujemy święcenie pokarmów w sobotę, uroczyste śniadanie w niedziele i dzielenie się jajkiem, babeczki i wszystkie wypieki, potrawy. Jest też zajączek, i dom przystrojony inaczej niż na Boże Narodzenie, bo nie ma w nim choinki i jej niepowtarzalnego zapachu To chyba tyle z najważniejszych rzeczy, które w tej chwili przychodzą mi do głowy.
Jakie potrawy pojawiają się na wielkanocnym stole w pana domu? A może pan któreś z nich przygotowuje sam?
Nie, w moim domu w kuchni rządzi mama. A my staramy się przede wszystkim jej nie przeszkadzać. Oczywiście jeśli trzeba – pomagamy, ale mama nad naszą pomoc przedkłada pomoc taty. We dwoje z przygotowaniami do świąt radzą sobie bardzo dobrze. Ja mam do domu najdalej i dlatego zwykle przyjeżdżam na gotowe. Dziś najwyżej przygotowuję sałatkę. I, nie ukrywam, robię to chętnie.
Życzę Panu i Pana najbliższym zdrowych, spokojnych, wesołych świąt, mokrego dyngusa i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Mackiewicz
Fotograf: Joanna Hryńko
0 komentarz(y):